Udaliśmy się więc na wzgórze Petrin, skąd rozciąga się widok na panoramę miasta. Zwiedzanie metra i linii tramwajowych w cenie wycieczki :) [uwaga dla przyszłych podróżników: na bilecie można dojechać wszędzie. my zakupiliśmy 24h za 110kc; niestety utaj od 15 r.ż. jesteś traktowany jak dorosły].
Wysiadając z tramwaju dokładnie na przeciwko wzgórza Petrin trafiamy na pomnik ofiar komunizmu. Muszę przyznać, że zrobiony w bardzo ciekawy sposób.
Następnie wdrapaliśmy się, na wzgórze Petrin. Dokładnie na połowę, bo drugą połowę wjechaliśmy kolejką torowo-liniową.[dla zainteresowanych – nie wymaga dodatkowego biletu, można wjechać na tym samym, na którym jeździ się tramwajem i metrem].
Na wzgórzu Petrin jest jeszcze coś – czeski odpowiednik wieży Eifella, czyli 60-cio metrowa kopia oryginału, z której rozciąga się jeszcze lepszy widok na panoramę miasta.
Ale nie myślcie sobie, wejść tam to nie lada wyzwanie, tyle schodów :)
Na deser komnata luster zniekształcających. Nie, nikt nie wygląda dobrze z głową większą niż cale ciało, ale wersja „na karzełka” jest całkiem urocza :)
Po zwiedzaniu dobrze rozgrzać się herbatą i gorącym trdelnikiem – czeskim ciastkiem narodowym. Wersja „najprawdziwsza z prawdziwych” to takie w wersji grillowanej nad węglem, wersja szybsza i bardziej komercyjna (czyli taka występująca pod czeską wieżą Eifella) to w samokręcącym się pałąku w kwadratowym przenośnym piecyku na gaz.
Trdelnik, czyli ciastko w kształcie walca puste w środku. Chyba z ciasta drożdżowego, ale w sumie to nie wiem. Obsypane cukrem lub orzechami. Podawane na gorąco, jedzone na gorąco :)
szybko robi się ciemno i zimno. Cały dzień spędzony na dworze spowodował, że Hradczany nie były tak cudowne jak powinny być, bo każdy z nas marzył tylko o ciepłym śpiworze, czekającym w mieszkanku.
Monia, która była w Pradze już po raz 3, w 5 zdaniach opowiedziała nam o historii Hradczanów i wszystkiego w koło, po czym postanowiliśmy się zbierać do domu.
Następny dzień zaplanowany: wyścigi autostopowe do Pilzna