MYŚLI

„Nigdy nie będę dość dobra” dwa lata później

25 lutego 2019

Dwa lata temu popełniłam tekst o wiele mówiącej nazwie „nigdy nie będę dość dobra”. Nigdy go oczywiście nie opublikowałam, bo nie jestem taka harda, żeby wszystkie swoje życiowe żale i frustracje wywalać w internecie. Choć to podobno czasami zdrowe.

Siedziałam ostatnio z moją przyjaciółką. Siedziałyśmy tak, ja piłam wino, ona herbatę i dyskutowałyśmy jak w ostatnich latach życie się zmieniło. Opowiedziałam jej o popełnionym przed laty tekście, że „nigdy nie będę”, a następnie uświadomiłam sobie, że to nie prawda. Bo w międzyczasie nauczyłam się siebie doceniać. Nie dla innych, nie dla pochwał, nie dla zachwytów. Dla siebie. 

Kiedy zamiast narzekać, że mimo skończonych studiów, wyjazdów, znajomości języków i innych swoich życiowych umiejętności nie jestem wystarczająco dobra, nie mam odpowiedniej wiedzy, nie jestem ekspertem (bo teraz świat składa się z samych ekspertów), zmieniłam taktykę na „hej, ja to potrafię i robię to naprawdę dobrze”, zauważyłam, że moje życie stało się prostsze. Ma więcej uśmiechu. Lepiej mi się żyje, jestem pewna swego. Nie muszę nic udowadniać. 

Poczucie, że jestem fajną osobą, że mam wiedzę, którą zdobywałam latami studiów, wyjazdów i rożnych życiowych doświadczeń, które dają mi możliwości, jest naprawę budujące. I daje kopa do jeszcze lepszego działania.

Zawsze uważałam, że pęd za wiedzą i doświadczeniem jest największą wartością. Wiadomo, każdy czasami ma okresy stagnacji, gdzie jedyne co potrafi, to wybrać następny serial na netflixie. I to jest okej. Ale przez chwilę. Na dłuższą metę rozwijać się trzeba, dążyć do kolejnych poziomów swoich własnych umiejętności i doświadczeń. Nie mówię, że co roku mamy uczyć się nowego języka, robić ekstremalne rzeczy i inne. Ale, żeby codzienne starać się odkryć coś nowego, coś małego. Codzienne małe rzeczy, które składają się na to kim jesteśmy. I jakie mamy umiejętności. Ważne żeby chcieć. Nie wyszło za pierwszym razem? Nie poddawajmy się, tylko spróbujmy raz jeszcze. 

Mówmy głośno o naszych sukcesach

Kiedy patrzę na napisany przed dwoma laty tekst widzę w nim pokutującą w naszym narodzie mentalność ofiary. Całe życie byliśmy ofiarami, tymi biednymi, co to tak źle mieli ale dali rade, a nadal są ofiarami. Chwalenie się sukcesami jest złe. Możesz powiedzieć, że coś ci nie wyszło, albo się nie odzywać wcale. Bo inaczej nie masz pokory, przechwalasz się, wywyższasz.

Dlaczego nie cieszymy się sukcesami innych? 

Hej! Moja przyjaciółka robi najlepszą sałatkę z karmelizowaną gruszką! Brawo! Ja z kolei robię pyszne naleśniki z sosem pomarańczowym. Ona wie, jak pisać pod SEO, ja wiem, jak zarządzać sklepem online. Każdy ma jakieś umiejętności. I to nie jest rocket science. To rzeczy, których łatwo się nauczyć, jeżeli tylko chcemy. To umiejętności, za które powinniśmy się wzajemnie chwalić! Jak wiele może zmienić „hej, świetnie to napisałaś!” w codziennej bieganinie dnia? Dużo. Bardzo.

Zapominamy o wzajemnej życzliwości

Lubimy sobie dogryzać. A spójrzmy na to ze strony życzliwości. Bycia dla siebie zwyczajnie, po ludzku, miłymi. To takie proste. I fajne.

Kiedy wczoraj tak siedziałam z moją przyjaciółką i opowiadałam jej dlaczego uważam, ze jestem fajnym człowiekiem i jak bardzo moje życie się poprawiło od kiedy nie boję się tego mówić głośno, widziałam jak zmienia się jej wyraz twarzy. Na początku był sceptyczny, ale z każdym moim argumentem widać było, ze rozumie i coraz bardziej jej się ta idea podoba. Pod koniec wieczoru nasza rozmowa z tonu narzekającego przybrała wyraz rozmowy o celach i marzeniach. Albo raczej planach. Bo jesteśmy dobre w tym co robimy, bo mamy potencjał, bo chcemy żeby się udało. A to zależy tylko od nas. I naszej determinacji.

Więcej takich inspirujących rozmów sobie i Wam życzę!

 

 

 

 

Photo by Suhyeon Choi on Unsplash

You Might Also Like