Pierwszy raz o Wielkich Kłamstewkach usłyszałam od mojej przyjaciółki Urszuli. Zachwycała się mini serialem HBO i przekonywała, że koniecznie muszę zobaczyć. A, jako że polska zima trwała w najlepsze, nie opierałam się temu pomysłowi zbyt długo.
Pierwsze kilka odcinków „połknęłam” jednego wieczora, na kolejne musiałam czekać do daty emisji. Historia mnie wciągnęła. Małe prowincjonalne miasteczko Kalifornii, gdzie każdy się niby zna, ale tak naprawdę nikt nic o sobie nie wie. Typowe problemy klasy średniej i tej nieco wyżej średniej — rozwody, dzieci, przemoc, patchworkowe rodziny. Jak ja to doskonale znam!
W serialu bardzo podobało mi się to, że nie ma młodych dorosłych i nastolatków (nie licząc Abigail; Jane moim zdaniem się nie załapuje do tej kategorii), a zamiast tego myślą przewodnią są dorosłe kobiety i ich dzieci. Była to dla mnie pewnego rodzaju serialowa nowość, która — przyznaję – kupiła mnie.
Poza tym nie można nie wspomnieć o grze aktorskiej tak znanych nazwisk, jak Reese Witherspoon, Nicole Kidman, Shailene Woodley, Alexander Skarsgard czy Zoe Kravitz, którzy moim zdaniem bardzo dobrze powcielali się w role nowobogackich mieszkańców miasteczka, którzy (jakby się wydawało na początku) szukają problemów tam gdzie ich nie ma.
SERIAL PO RAZ KOLEJNY
Kiedy wyjechałam do Indonezji, szukając rozrywki na tydzień, którzy przeleżałam schorowana w łóżku, wróciłam do Wielkich Kłamstewek. Wcale nie przeszkadzało mi, że doskonale wiem jak się skończy, kto i kogo zabił i na czym polegają te największe sekrety małego miasteczka. Oglądałam z taką samą przyjemnością doszukując się szczegółów ekranizacji.
Kilka tygodni po ponownym obejrzeniu miniserialu zaczęłam zauważać, że ta historia nadal się mnie trzyma i chcę więcej. Z pomocą przyszła mi moja ulubiona księgarnia w Bandung, sprzedająca tytułu w języku angielskim. Wcześniej patrzyłam na Wielkie Kłamstewka, ale nie był to mój numer 1 w kolejce do kupna. Aż w końcu, po raz kolejny mijając tytuł na półce, sięgnęłam po oryginał.
Oczywista oczywistość jest taka, że książka zawiera więcej szczegółów i detali. Poznajemy postacie bardziej, możliwe że bardziej się z nimi utożsamiamy. Ja, dla przykładu, oglądając pierwszy raz Wielkie Kłamstewka nie mogłam znieść postaci Madeline. Po przeczytaniu książki rozumiem ją bardziej, polubiłam ją na tyle, że zaryzykuję stwierdzenie, że jest moją ulubioną postacią, a do tego uważam, że Reese Witherspoon zagrała fenomenalnie.
KSIĄŻKA, A SERIAL
Jest kilka istotnych różnic między serialem a książką. Akcja miniserialu toczy się, jak już wspomniałam w Kalifornii, podczas gdy oryginalnie jest to małe miasteczko w Australii. W serialu postanowili też podmienić kilka postaci. I tak jak w książce mamy grupę Blonde Bob, czyli plotkujące matki z przedszkola, które podsycają napięcia między stronami sporu o znęcanie wśród dzieci, tak w serialu nikt taki nie występuję. Dodatkowo twórcy serialu postanowili podmienić synka Madeline (który w książce jest po prostu małym dzieckiem w tle), na Joseph’a. Tutaj historia się rozwija, bo dzięki Joseph’owi wątek Madeline się rozkręca (romans), a praca, która w książce jest opisana jako part time marketing job in theatre wypełnia czas Madeline w serialu i przysparza dodatkowych akcji.
Moim zdaniem bardzo na plus jest rozwinięcie wątku osobowego Renaty (Laura Dern), dzięki któremu nie patrzymy na nią przez pryzmat tego co sądzą o niej Madeline i Celeste (tak jak to jest w książce), ale przez nią samą.
Co do samej książki: czyta się ją lekko, a jednocześnie uświadamiając sobie jak ważne tematy są w niej poruszane. Jest przemoc rodzinna, jest przemoc szkolna, jest gwałt, jest morderstwo, jak również pomówienia, plotki, relacje eksmałżonków w kontekście do wychowywania dzieci (i jak to się na dzieci przekłada). Jest strach, jest brak samoakceptacji.
A przy tym wszystkim jest też duża dawka humoru, przyjaźń i pojednanie w „słusznej” sprawie. No i moje ulubione „Oh calamity”
Liane Moriarty dodatkowo na końcu książki zamieściła pytania do czytelników, które moim zdaniem, po zakończonej lekturze pomagają jeszcze raz zastanowić się nad nią jako całością.
I tak Moriarty pyta czytelników o to, z którą z głównych bohaterek (Madeline, Celeste czy Jane) sympatyzujemy najbardziej (jeżeli w ogóle) i czy uważamy, że to jak sprawa się skończyła dla każdej z nich było dobrym rozwiązaniem.
Tutaj przyznam szczerze, czekam na kontynuację serialu, żeby zobaczyć, czy wątki z końca książki zostaną pociągnięte dalej. A mamy między innymi Celeste, która gościnnie prowadzi spotkania dla grupy osób dotkniętych przemocą domową, czy wątek Bonnie, która okazuje się nie być tylko nową żoną, wkręconą w jogę i ratowanie planety, ale także kobietą po przejściach w rodzinnym domu, w którym przemoc także miała miejsce.
MADELINE NIE TAKA STRASZNA
Moriarty pyta także o przesłanki Madeline do bycia taką, jaka jest: Czy to dobrze, że jest skłonna do walki w imię dobrego imienia przyjaciół i osób, na których jej zależy, nawet kosztem bycia odbierana jako niestabilnie emocjonalnie jędza?
Tutaj muszę przyznać, że postać Madeline z książki jest dla mnie dużo bliższa do zrozumienia, i w tej wersji Madeline — uważam że jej lojalność wobec przyjaciół (mimo że czasami nie zauważa oczywistości), jest na prawdę na duży plus. W serialu może nam się czasami wydawać rozpieszczoną bogatą żoną z dziećmi i byłym mężem, którego nowa żona jest dla niej przesadnie irytująca. W książce poznajemy Madeline, jako matkę, która stawia swoje dzieci ponad wszystko, jest trochę rozżalona, trochę się boi, trochę walczy z przeszłością, a przy tym wszystkim zawsze jest gotowa pomóc przyjaciółkom.
MORIARTY PORUSZA TEMAT PRZEMOCY
Kolejnym pytaniem zadanym przez Moriarty jest „jak myślisz co autor miał na myśli” w kontekście przemocy w książce. A przemoc jest jej głównym tematem i to na wielu płaszczyznach. Pojawia się przewrotne pytanie, która przemoc jest gorsza — publiczna, czy prywatna (w kontekście przemocy w przedszkolu i w domu Celeste).
Moim zdaniem nie można tego porównywać, pod kątem gorsza/lepsza. Są to dwa różne rodzaje przemocy. Przemoc przedszkolna i to, jak rozwiązywana jest kwestia między dziećmi poprzez intrygi rodziców, jest zupełnie czymś innym od przemocy zamkniętej w czterech ścianach na linii mąż-żona. I tak jak z przemocą domową, jest to kwestia ofiary, która boi się przyznać i oprawcy, który obiecuję zmianę na lepsze, ale nic z tego nie wynika, tak przemoc w szkole, pokazuje dobitnie, co się stało z dziećmi w naszych czasach.
Tutaj muszę się odnieść do tego, co zauważyłam nie tylko w książce, ale też pracując przez kilka lat jako wychowawca na obozach i koloniach. W dzisiejszych czasach to rodzice przejmują stery, często mocno lekceważąc to, co do powiedzenia ma dziecko, które najczęściej jest zwyczajnie przestraszone (albo wprost przeciwnie). A dodatkowo, pomimo tego, że dorosłym się wydaje, że dziecko nie widzi/nie rozumie/nie wie — dziecko wie, czuje, stara się na swój sposób zrozumieć i na swój sposób z tematem poradzić. Uważam, że przekaz z książki i serialu w końcu staje się jasny: słuchajmy dzieci, bo one widzą i starają się zrozumieć. Uszanujmy to i wytłumaczmy to, co niezrozumiałe. Nie zawsze jako dorośli mamy rację.
DRUGI SEZON W 2019
Już niedługo rusza kolejny sezon serialu. Czekam na niego z niecierpliwością, bo jestem ciekawa, jak przedłużone zostały wątki książkowe. Mam pewne obawy, bo gdzieś w mojej głowie panuje przekonanie, że kolejne sezony zawsze są gorsze od pierwszego, ale mam nadzieję, że Wielkie Kłamstewka wyprowadzą mnie z tego błędu.
Drugi sezon ma wyjść w roku 2019.
A jak Wasze wrażenia? Czytaliście książkę? Oglądaliście serial? Dajcie znać!
Wszystkie zdjęcia pobrane z oficjalnej strony serialu