Kiedy zaopatrzyłam się w czytnik postanowiłam przeszukać wirtualne półki swoich znajomych w poszukiwaniu czytelniczych inspiracji. Przejrzałam Instagram i Goodreads. Moje obserwacje pokazują, że to co czytamy nie definiuje tego jak się zachowujemy.
Jeszcze gorzej jest, kiedy uświadomimy sobie, że nie możemy odpowiedzieć na pytanie jak książki nas definiują bo nie czytamy wcale.
Przyznam, że niewielu moich znajomych posiada konto na goodreads. Nie jest to popularny wśród Polaków serwis. Wśród moich znajomych jest tylko kilka osób, które na bieżąco aktualizują przeczytane pozycje. Kilka z tych osób znam lepiej, kilka gorzej. Sprawdziłam co czytają, i czy pokrywa się to z tym, jacy są w rzeczywistości.
KSIĄŻKA NIE RÓWNA SIĘ WIEDZA
Moja pierwsza myśl: liczba przeczytanych książkowych poradników nie równa się wiedzy. Mam kilku znajomych, których wirtualne regały uginają się od poradników w stylu jak żyć, jak pracować, jak być lepszym partnerem, jak wychowywać dzieci, jak osiągnąć sukces itd. Znam te osoby lepiej lub gorzej i mam wrażenie, że albo tych książek w życiu nie przeczytały, albo nie przyswoiły wiedzy w nich zawartej. Poboczną kwestią jest tutaj moje odczucie względem wszelkiego rodzaju poradników, które ja osobiście czytam bardzo rzadko, bo wydają mi się jakieś takie, nazwijmy to, mało pomocne. Może jeszcze nie trafiłam na dobrą pozycję, a może moja podświadomość wręcz krzyczy, że to strata czasu, ale większość poradników po jakie osobiście sięgnęłam, to stereotypowy bełkot pt.: „możesz wszystko”. Ja to wiem, że mogę. Ale złote rady z kolejnych stron jakoś nie przemawiają do mnie jako lekarstwo na cale zło. Jedynym wyjątkiem od poradników, są poradniki pisane przez blogerów (tych czytałam kilka) i mają one to do siebie, że nawet jak nic odkrywczego nie wnoszą, to czyta się je dla samego stylu autora, który już znamy i (najczęściej) lubimy, decydując się na zakup jego książki.
A propos poradników, to takim, który miał kilka ciekawych fragmentów był „Fenomen Poranka” Hala Enrolda. I mimo, że nie wcieliłam w życie wszystkich punktów, jedno zdanie wyjątkowo utkwiło mi w pamięci:
„90% ludzi nie przyswaja wiedzy z książek, które czytają”
I jak patrzę na te wirtualne półki, to myślę sobie, że Hal trafił w sedno. Jak widzę profil z ponad 500 pozycjami, z czego około 400 to poradniki, to zastanawiam się gdzie ta wiedza wyprawowała? Inna kwestia jest też taka, że albo dana tematyka powtarza się z przykładami identycznymi w każdej książce, albo wprost przeciwnie – jedna teoria zaprzecza drugiej.
PO CO CZYTAMY?
To, co zawsze mnie nurtowało, to kwestia po co w ogóle czytamy? Dla przyjemności? Dla samodoskonalenia? Dla pobicia rekordu czytelniczego wśród nieczytających znajomych?
Ja czytałam dużo od zawsze. Z reguły dla przyjemności (ach te nudne pozycje do licencjatów!). Na studiach zaczęłam, czytać pozycje naukowe, które w większości potrafiły mnie skutecznie zniechęcić, a teraz dobrowolnie do nich wracam, ze świeżym podejściem, że książka ta zawiera mądrość, która poszerzy moją perspektywę. I czytam z zapartym tchem! Często rozumiejąc ją zupełnie inaczej, niż za pierwszym razem.
CO TY CZYTASZ? ALE WSTYD
Kiedy byłam młodsza, często odczuwałam czytelniczy dyskomfort. Mój okres nastoletni to przede wszystkim romanse, romanse i więcej romansów. Dużo literatury młodzieżowej w wersji pierwsza miłość również.
Moje koleżanki, które odkrywały wtedy tajemnice pierwszych kryminałów, albo poważnej prozy, czy też klasyki na miarę Jane Austen często podśmiewały się za moimi plecami, że jak ja mogę czytać takie głupoty, jak Dziennik Bridget Jones? Było mi głupio i źle. Czułam się gorsza, bo „nie czytam wartościowej literatury”.
Później śmiały się te, które nie czytały wcale i często słyszałam, że one mają czytane przeze mnie romanse w prawdziwym życiu (nie żebyśmy miały po 16-17 lat, czy coś).
WARTOŚĆ NIE TYLKO Z PRZYJEMNOŚCI CZYTANIA
Na szczęście moja miłość do czytania zwyciężyła z głupim gadaniem, a plusy jakie przyniosła, zauważyłam nie tak znowu dużo później.
Poloniści często powtarzają, że dobry pisarz to również dobry czytelnik. A w zasadzie przede wszystkim czytelnik. Książki nas wzbogacają, poszerzają nie tylko perspektywę na dany temat, ale także słownictwo; utrwalają reguły gramatyczne. Powieści rozwijają naszą kreatywność i wyobraźnię. Nie wprost, ale przekładają się na wiele aspektów codziennego życia? Szybka zabawa ze znudzonymi dziećmi? Bajka na dobranoc prosto z głowy? Gawęda przy ognisku? Szybki slang do reklamy? A może oficjalny list? Wielu moich znajomych, którzy szydzili z czytanych przeze mnie książek, albo ogólnie z faktu marnowania lat młodzieńczych na czytanie, miało problemy z prostymi zadaniami. Często koleżanki od „prawdziwych romansów” pytały jak napisać odwołanie, czy wymyślić tytuł eseju.
POLACY NIE CZYTAJĄ
Rok rocznie gazety rozdmuchują temat, że statystyczny Polak nie czyta. Zeszłoroczny raport Biblioteki Narodowej ogłasza radośnie, że przynajmniej jedną książkę przeczytało 38% Polaków. Jedna książka i jeden statystyczny Polak to około 380 stron tekstu. Na 365 dni w roku. Powiedziałabym, że ponad strona dziennie, ale jak odejmiemy nagłówki rozdziałów, to wyjdzie, że jednak nie. Nie wiem, czy jest to powód do dumy. Dla jeszcze większego zażenowania: tylko 9% Polaków przeczytało więcej niż 7 książek rocznie. Słownie: siedem. Siedem to mało. Ten sam raport mówi, że poloniści zawyżają statystyki czytelnicze, a także istnieje trend wychowawczy: rodziny, w których była tradycja czytelnicza, przekazują ją w kolejnych pokoleniach.
DLACZEGO SIĘ TAK DZIEJE?
Nie umiem odpowiedzieć na pytanie dlaczego nie czytamy. Moi znajomi często powtarzają, że nie mają czasu, że po pracy/zajęciach są zmęczeni i wolą odpoczywać przed telewizorem. Z drugiej strony coraz częściej słyszy się, że ludzie rezygnują z telewizorów. Obecnie króluje netflix i seriale na żądanie. Pewnie, że tak – ja też lubię. Miło jest sobie usiąść przed laptopem z obiadkiem i obejrzeć nowy odcinek ulubionego serialu, zwłaszcza gdy mamy tyle dobrych, nie tylko zagranicznych, ale także polskich produkcji. I wiem, że wygodniej przy tym obiadku oglądać ekran niż wertować książkę. Ale jest jeszcze ten moment przed snem albo zimowy wieczór pod kocem na sofie. Wolny weekend, czy nawet – czas choroby. Jest dużo momentów, które moglibyśmy zagospodarować na czytanie. Dlaczego więc tego nie robimy?
PRZYJACIEL TAKI JAK JA
Badania czytelnicze mówią też o tym, że czytający przyciągają do siebie innych czytających. Chętnie wymieniają się książkami. Rozmawiają o nich i podsuwają sobie książkowe pozycje, ich zdaniem godne polecenia. To dobra wiadomość. Ale co z tymi, którzy nie czytają? Co można im polecić? Dlaczego są tak niechętni poświęcenia kilku wieczorów na dobrą powieść?
INFLUENCERZY NA RATUNEK
Żeby nie było tak źle, dodam że ostatnimi czasy obserwuję trend bookstagrama. Mniejsze i większe instagramowe konta, osoby publiczne i prywatne; wszyscy wrzucają zdjęcia książek, które czytają. I to jest fajne! Dzielenie się jest dobre! Dlatego zachęcam, wrzucajmy swoje książki na insta, na story, po przeczytaniu oddajmy komuś, kto się ucieszy, albo będzie zaskoczony, bo na co dzień nie czyta – wtedy (miejmy nadzieję) będzie to miało wartość dodaną w postaci czytelniczego bakcyla!
Ja pod koniec każdego miesiąca polecam Wam moich faworytów w ramach cyklu O książkach, a Wy, jakie czytelnicze pozycje polecilibyście znajomym? Co jest Waszym książkowym evergreenem? Dajcie znać!