INDONEZJA

Sztuka latania

5 czerwca 2018

Nie boję się latać. Moje pierwsze samolotowe doświadczenie szybko zweryfikowało fakt, że bać się zwyczajnie nie mogę. Dzisiaj o mojej sztuce latania, czyli jak od przestraszonej nastolatki pozostawionej samej sobie, doszłam do samolotowej wprawy i azjatyckiego zdziwienia transportem lotniczym.

Nastoletnia ja vs. wyobrażenia

Pierwszy raz sama leciałam do Hiszpanii. Był rok 2011, a ja miałam dolecieć do mojej ciotki na tygodniowe wakacje. Był środek wakacji, cała rodzina na Mazurach. Ja krzątam się po domu, do którego dotarłam rano (z tych rzeczonych mazur) i zastanawiam co i jak. Nikt mi nie wytłumaczył co trzeba przed pierwszym lotem. No nic. Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie.
2011 nie był rokiem rozbijania się taksówkami. Na lotnisko dojeżdżałam szybką koleją miejską, a później busem. Byłam ponad 3 godziny przed czasem, mimo ze leciałam tylko z podręcznym, głupia.
Ceny na lotnisku dla nastoletniej wersji mnie były kosmiczne i przez długi czas zastanawiałam się czy lepiej się przegłodzić, czy zjeść coś co totalnie nie jest warte swojej ceny. Bo przecież w domu nie zjadłam nic. Z przejęcia.

Nastoletnia ja vs. pierwszy raz w samolocie

Kiedy po raz pierwszy wsiadłam na pokład samolotu byłam zestresowana; słuchałam komunikatów i patrzyłam przez okno. Patrzyłam jak kołujemy, jak szykujemy się do startu, i wreszcie, jak samolot wzbija się w powietrze. Chciałam nagrać filmik telefonem, ale komunikat o ich wyłączeniu był dla zestresowanej mnie bardziej przekonujący, niż tryb samolotowy. Odrywałam wzrok od gazety, przy każdym dźwięku wmawiając sobie, że jestem spokojna.
Kiedy doleciałem do Barcelony powitała mnie moja ciotka z rodziną. Było jak na tych amerykańskich filmach: stali z transparentami i machali, a dzieciaki przybiegły do mnie, jak tylko byłam na pozycji, do której mogły dobiec. Myślę ze jak na mój pierwszy lot, było całkiem niezłe.

Później było łatwiej

Pózniej mój stosunek do latania się zmienił. Może nie latałam często, ale jednak latałam. Na wakacje, na konferencje. Stało się to dla mnie naturalne jak jeżdżenie pociągiem. Tylko dużo szybsze. Ale jednocześnie za każdym razem kiedym miałam wsiąść do samolotu, odczuwałam pewne kłucie w żołądku.

Wyjeżdżając do Indonezji nie zdawałam sobie sprawy czym są odległości. Z perspektywy małego robaczka z Europy, gdzie loty po całym kontynencie to przedziały czasowe miedzy półtorej, a cztery godziny, nie widzi się skali. Kiedy na pierwszych indonezyjskich wakacjach zweryfikowałam odległości, moje podejście do podróżowania się zmieniło.

Indonezyjska sztuka latania

Indonezja posiadająca siedemnaście tysięcy wysp to zupełnie inny wymiar podróżowania. Porty lotnicze są na wszystkich większych wyspach, więc bez problemu można się dostać na przykład na Bali, czy na Kalimantan. Loty te trwają zazwyczaj około półtorej godziny i są swego rodzaju katorgą tanich linii. Opóźnienia są zawsze – chyba tylko raz zdażyło mi się mieć samolot o czasie – i zawsze jest dużo ludzi. Kwestia bezpieczeństwa jest pojęciem względnym. Kwestia bagażowa również. Możesz wnieść ze sobą na pokład duży plecak, a jego skanowanie jest tylko pro forma. Nikt nie patrzy, czy zabierasz półtoralitrową butelkę wody, czy masz kosmetyki w przezroczystym worku, czy porozwalane po całym plecaku.

Inaczej, nie znaczy gorzej

Nie mniej jednak, podróżowanie po Indonezji jest po prostu fajne. Kiedy po pierwszym szoku przyzwyczajamy się do tych wszystkich, z europejskiej perspektywy, dziwnych rzeczy jest już z górki. Pociąg ma widoki, samolot opoźnienia, poza tym wszędzie jest pomocna obsługa. Loty są śmiesznie tanie, czasami bardziej opłacalne od pociągów. Za równowartość 100-150 złotych jesteśmy w stanie dolecieć na każdą wyspę posiadającą lotnisko (poza Papuą, która jest kosmicznie droga) i do większości krajów ościennych – choć to chyba złe słowo, biorąc pod uwagę, że dzieli je morze albo ocean.

Indonezyjskie podróże mają w sobie coś z magii, chociaż jak chyba wszystkie azjatyckie – dają w kość. Jeśli jednak chce się podróżować po tej części świata, warto zaprzyjaźnić się z tutejszym systemem transportowym. A szczególnie z portalem traveloka, który nie tylko pozwoli tanio kupić bilet, czy zabookować hostel, ale także doładować telefon, czy zapisać się na lokalne atrakcje.

sztuka latania

widok na trasie Moskwa – Bangkok

I co dalej?

Teraz, kiedy mój powrót do Polski zbliża się wielkimi krokami zastanawiam się, jak przyjdzie mi przestawienie się na europejską transportową rzeczywistość. Przed powrotem czeka mnie jeszcze podróżniczy miesiąc po Azji, więc spodziewam się, że pierwsze zderzenie z europejskimi restrykcjami lotniskowymi może być szokujące. Z drugiej strony powrót do pociągów jadących godzinę trasę 150 km może stać się prawdziwą przyjemnością.

A jak wyglądają Wasze podróże? Macie jakieś ciekawe doświadczenia z podróżowania po Azji? 

You Might Also Like