Od kiedy pracuję w szeroko pojętym marketingu, mam poczucie, że jest to branża w której trzeba wiedzieć wszystko. Być specjalistą na każdy, nawet najbardziej idiotyczny temat.
Odkąd wróciłam z Indonezji pracuję na etacie. Zajmuję się, tak popularnym w ostatnich czasach, marketingiem. Moja przyjaciółka robi dokładnie to samo, tyle że na inne medium, dlatego kiedy spotykamy się na kawę i plotki, często wymieniamy się niuansami z marketingowego światka.
Musisz wiedzieć wszystko
Zajmując się szeroko pojętym marketingiem trzeba się znać na wszystkim. Niekoniecznie znać ekspercko, ale udawać, że tak jest, już wypada. Dla marketingowca nie ma tematu nie do zrobienia. Uczymy się góry przenosić, żeby to, co ktoś (w idyllicznym wariancie: my sami) sobie zaplanował zaistniało w sieci. Nie ma, że się nie da, nie ma że ktoś nie wie, bo się nie zna.
Masz wiedzieć, znać się i na te kilka chwil być ekspertem od tematu. A jak nie, to chociaż takich ludzi znaleźć.
Nawet mi się to podoba, bo często zgłębiam wiedzę, po którą sama z siebie bym jeszcze długo, a może nawet wcale, nie zajrzała. I na tyle, na ile jestem w stanie wycisnąć temat, lawirując jeszcze między prawdziwymi, a niekoniecznie wiarygodnymi informacjami, na tyle ma to sens. Niemniej jednak, czasem bywa to strasznie idiotyczne.
Musisz mieć 101 pomysłów na evergreeny
Znacie na pewno tak zwane evergreeny? To takie historie, które sprzedadzą się zawsze, zawsze będzie na nie popyt, albo zawsze wpasują się w daną porę roku. Wszystkie wyliczanki: „7 sposobów na idealną randkę”, „13 powodów, żeby zostać przyjaciółmi”, „25 sposobów na kurczaka w marynacie”, „10 pomysłów jak zmusić (zachęcić) dziecko do jedzenia brokułów”; wszystkie okolicznościowe: „wyjątkowe święta z…”, „kolory jesieni”, „miejsca na letnie wakacje w Polsce”. Można by tak wyliczać i wyliczać. Nawet u blogerów zauważyłam tę tendencję: „25 tematów na wpisy blogowe (jeżeli nie masz pomysłu)”
To po prostu jest clickable.
Koniec i kropka.
A teraz ci nieszczęśni marketingowcy: 3 rok w robocie i 3 raz pisanie o kolorach jesieni. Takim sposobem czerwony zmienia się w czerwone wino, fioletowy w bakłażana, a brązowy w…. I jedziemy dalej. Pomysł mieć trzeba. A spróbuj, nie daj boże, napisać to tak samo jak trzy lata temu.. Afera i zarzut braku pomysłów murowany!
Pracujesz zawsze
Nawet pracując w określonych godzinach media nie znoszą próżni. Zuckenberg i inni wyszli wszystkim nam na przeciw i mamy masę programów do planowania, ustawiania, pomiarów i tak dalej. Ale na (nie)szczęście to nie jest jeszcze XXIIw, że roboty za nas pracują (w tej branży przynajmniej) i czynnik ludzki nadal tu co nieco może. I czasami, mimo najszczerszych chęci nie da się zaplanować wszystkiego, zwłaszcza kryzysów, które też się potrafią, jak ja to mówię, „wykrzaczyć”. I reagować trzeba.
A nawet jak nie trzeba… To jako ludzie kreatywni, pracujący z internetem, nierozerwani z własnym telefonem i często też laptopem, i tak kompulsywnie wszystko sprawdzamy.
Pół biedy, jak człowiek opanował sztukę wyłączenia powiadomień, ale jak nie – każdy dźwięk i wibracja służbowego telefonu działa jak wybuch. Bierzesz, sprawdzasz, od razu sprawdzasz resztę i nie wiadomo kiedy mija kolejna godzina.
Oczywiście można ten telefon wyłączyć, ale przecież (tak na prawdę) sami tego nie chcemy.
No dobra, nie jest tak źle
Jest tego dużo więcej. Są momenty, kiedy masz ochotę rzucić robotę w cholerę, i zacząć w zupełnie innej branży. Momentami rośnie frustracja, że projekt nie dostał zatwierdzenia, że pomysł, który dopieszczało się kilka miesięcy został przejęty, pod szyldem pracy kogoś innego. Czasami całe biuro ma gorszy dzień i tniesz atmosferę jak mgłę nożem.
W opozycji do tych gorszych momentów, są też te lepsze. Te kiedy widzisz efekty. Kiedy dostajesz feedback, że to co robisz ma sens, komuś pomogło i tak dalej. Wiadomo – ta branża to szeroko pojęta rozrywka. Teraz wszystko, co nie jest niezbędnym do życia jedzeniem, jest rozrywką. Robisz to, żeby ludziom było przyjemniej, świata tym nie zbawisz. A jednak dostajesz pozytywnego kopa. Widzisz uśmiech na twarzach, widzisz, że pomysły zamienione w działanie, przynoszą efekty. Nie tylko finansowe, ale też społeczne. I wtedy myślisz, że ta robota, której nienawidzisz od 8 do 16, o 17 zaczyna być fajnym życiowym momentem. Że to nie jest czas, aby się przebranżawiać, bo w gruncie rzeczy, bardzo dobrze czujesz się w miejscu w którym jesteś.
Wam też życzę udanych początków w wymażonej branży!