LUDZIE

Opałka wyblakły.

1 lutego 2016

Kiedyś  studiowałam architekturę (a było to.. nie pytajcie jak bardzo dawno temu). Któregoś razu, tego nielicznego kiedy wybrałam się na wykłady (nawet nie pamiętam dokładnie z czego) nasz profesor opowiadał o pewnym człowieku. Artyście nie znanym polskiej publiczności, za to bardzo podziwianym na zachodzie. Człowieku, który postanowił spisywać liczby.

Wtedy na wykładzie lekko mnie to zaintrygowało, ale już po wykładzie gdzieś ulotniło się na rzecz rozmyślań o kolejnej studenckiej imprezie, czy powrocie do rodzinnego domu (bo to były czasu cotygodniowych powrotów).

Ostatnio czytając gazetę i przeglądając dział kulturalny natknęłam się zaproszenie na wystawę Romana Opałki „Roman Opałka1965/1 – nieskończoność”. Po przejrzeniu się dokładnie zdjęciu w gazecie rozpoznałam nagle tą twarz, którą 5 lat temu widziałam w sali wykładowej bydgoskiego uniwersytetu.Nie wiem dlaczego, ale postanowiłam, że skoro po tylu latach pamiętam szczegóły cyklu jego obrazów, które w tamtym momencie zaczynały powracać do mnie jak bumerang, muszę pojechać do Warszawy i wystawę zobaczyć. Wystawę o tyle ciekawą, że poza cyframi na płótnie, Opałka dodatkowo robił sobie zdjęcie do każdego skończonego obrazu oraz nagrywał swój głos. I malował. Malował liczby. Zaczął od jedynki. Skończył na ponad pięciu milionach.

opalka

Dzisiaj byłam w Spectra Art Space w Warszawie. Stałam jak zahipnotyzowana przed tymi siedmioma płótnami i probowałam zrozumieć co ten człowiek miał w głowie. Dlaczego liczby? Skąd takie zawzięcie? Ile razy się pomylił? Zwłaszcza, że po moim studenckim wykładzie sprzed laty, który wrócił do mnie w całości, miałam – przyznaję – zupełnie inne wyobrażenie tych jego obrazów, a w zasadzie całej koncepcji.

Wydawało mi się, że liczby będą większe, że podczas nagrywania będzie mówił jakoś inaczej, że zdjęć jego twarzy będzie zdecydowanie więcej. Przegapiłam gdzieś wspominkę o obrazach liczonych w wersji z podróży, gdzie też są one zapisane w kolejności, ale już wszystkie czarnym cienkopisem na kawałku kartki (dlaczego nie przerwał na czas podróży? Dlaczego tak? Przecież odstaje od reszty. Czy to specjalnie? Czy może wyszło mu kiedyś spontanicznie?)Powiem szczerze, że myślałam też, że jak rozjaśniał płótno o 1 % to, po pierwsze będzie ich jakoś więcej, a po drugie, że nie będzie między nimi tak bardzo widać różnic. Ale tutaj kłania się już fizyka i matematyka.

Wystawa nie należy do najdłuższych, ale jest zdecydowanie warta obejrzenia. Dla tych siedmiu płócien, paru zdjęć i głosu, który mówi gdzieś z oddali. Wybierzmy się na spotkanie z artystą, który tak bardzo podziwiany był za granicą, a u nas jakby przepadł.

Wystawa trwa do 7 lutego. A w najbliższą sobotę (6.02) zwiedzanie wystawy z kuratorką Anną Muszyńską.
Spectra Art Space na ul.Bobrowieckiej 6 w Warszawie.

Warto poświęcić weekend.