Kilka dni temu wybrałam się do muzeum kukiełek w Jakarcie, żeby zobaczyć największą kolekcję tych drewnianych lalek w Indonezji. Muzeum zlokalizowane w kolonialnej części Jakarty, na Kota Tua posiada kolekcję jawajskich Wayangów, jak również podobizny kolonizatorów, czy nawet tradycyjnych przedstawicieli innych krajów (Polska też jest). Jeżeli spędzacie kilka dni w stolicy, wybranie się do tego muzeum będzie niewątpliwie ciekawą wycieczką.
Czym jest Wayang?
Wayang znaczy kukiełka. Tak jest przyjęte w tłumaczeniu ogólnoświatowym. Indonezyjczycy od razu dodadzą jednak golek. Według nich to właśnie golek oznacza kukiełkę. Jak to w kraju, w którym mieszka ponad 240 milionów mieszkańców, a posługują się oni przeszło 300 dialektami, ciężko wybrać tę najbardziej poprawną definicję. Z moich obserwacji wynika, że nie można powiedzieć samo Wayang, bo nie wiadomo, o co nam chodzi (choć na marketingowe potrzeby turystów działa). Trzeba dodać golek do kukiełki trójwymiarowej, którą można poruszać sznurkami, albo kulit oznaczające płaską lalkę na patyku. Obie wersje kukiełek występują na scenie, a w niektórych przedstawieniach ważniejszy od samej kukiełki, jest cień rzucany przez nią na ścianę (tu na pewno bardziej sprawdzają się Wayang kulit).
Inne wersje tłumaczeń podają, że golek jest dodatkiem jawajskim, a kulit sundajskim i nie ma znaczenia, czy kukiełki są płaskie, czy trójwymiarowe.
Wizyta w Muzeum
Muzeum w Jakarcie nie jest duże. Zbiory da się obejrzeć w mniej niż godzinę. Jeżeli mamy taką możliwość, weźmy ze sobą Indonezyjczyka, najlepiej takiego, który zna historię kukiełek. Niestety indonezyjskie muzea mają do siebie to, że opisy pod kolekcjami są znikome, a najczęściej jeszcze źle tłumaczone. Jeżeli nie władamy płynną bahasą, możemy mieć problem nawet ze zrozumieniem angielskiego, który w muzeach występuje często w wersji google translate.
Nie tylko Jawa
Poza tradycyjnymi kukiełkami z Jawy, które możemy rozpoznać po konkretnych wzorach na miniaturowych sukienkach, znajdziemy też kukiełki przedstawiające holenderskich kolonizatorów. Tutaj warto dodać, że są one bardzo urocze pod względem wyglądu twarzy; Azjaci mają obsesję na punkcie europejskich nosów, które uważają za piękne i długie (im większy Twój nos, tym jesteś śliczniejszy).
Piękne nosy
Tutaj muszę wtrącić małą dygresję, że nigdy jakoś specjalnie nie zwracałam uwagi naswój nos. Ot, był. Największą uwagę otrzymał ode mnie, kiedy moja, 2-letnia wówczas, kuzynka pacnęła mnie w niego drewnianą zabawką i przez pół godziny tamując krwotok, zastanawiałam się czy jest złamany. Było to 14 lat temu.
Przyjeżdżając do Indonezji okazało się, że mimo iż ja nie mam w planach poświęcać mojemu nosowi zbytniej uwagi, cała reszta owszem. Pierwsze miesiące upłynęły mi więc na radosnym „Ale masz DUŻY nos!” i autentycznym zachwytem. Zdarzyło się nawet kilku, którzy chcieli go dotknąć, ale jestem typem osoby, której twarzy się nie dotyka. Nigdy.
Kukiełki świata
Poza wachlarzem możliwości kukiełkowych kolonizatorów, indonezyjskich ludzi i bogów; szkarad i strasznych masek, są też kukiełki przedstawiające ludzi ze świata. Jakież było moje zdziwienie, kiedy znalazłam polskie pacynki z Łowicza (przynajmniej tak twierdziła kartka obok) w ludowych strojach z kamizelką, wiankiem i kwiecistą suknią! Poza tym oczywiście bardziej popularne kraje Europy i bardzo dużo kukiełek Japońskich.
Japońskie kukiełki dodatkowo miały inną posturę, były bardziej okrągłe od reszty, twarze miały białe i pulchniutkie. W zasadzie były jak małe sumo albo karykaturalna wersja cesarza.
Przerażające maski
Poza Wayangami w trójwymiarze były też same maski. W zasadzie na przynajmniej jednej ścianie w każdym pomieszczeniu były pozawieszane lub porozkładane w gablotach przerażające maski. Indonezyjczycy naprawdę lubią, jeżeli maska jest straszna. Większość miała powyginane oczy, wystające zęby i olbrzymie nosy. Jednym słowem: straszne.
Maski nazywane są Topeng i oznacza to zarówno maskę, jak i taniec który się w niej wykonuję. Dramatyczne tańce indonezyjskie często wykonywane są właśnie w maskach.
Kota Tua
Po wizycie w Muzeum Wayangów można wybrać się na do jednej z rozsianych po Kota Tua kawiarni. Większość w stylu holenderskim z czasów kolonialnych. Kota Tua to nic innego jak Stare Miasto; to ten skrawek Jakarty, który wygląda jak Europa. Tutaj na wielkim placu przed muzealnym Indonezyjczycy wynajmują rowery we fluorescencyjnych kolorach i jeżdżą w koło. Ja zdecydowanie bardziej polecam kawę lub lekki lunch. Jeżeli oszczędzamy nasz budżet, trzeba uważać, ponieważ ceny w Kota Tua są nawet pięciokrotnie wyższe niż w innych częściach Jakarty.
Turystyczna Jakarta
Stolica Indonezji nie jest popularna dla turystów. Tutaj albo się mieszka i robi interesy, albo przyjeżdża na chwilę i robi interesy, albo przeskakuje między terminalami na lotnisku i jak najszybciej wyjeżdża. Ja osobiście też mieszkam tu przede wszystkim ze względu na pracę, jednak staram się odkrywać uroki tej ogromnej metropolii.
Do tego też Was zachęcam. Mając dzień transferu albo kilka dni do wylotu warto tu przyjechać i zobaczyć jak funkcjonuję drugie największe miasto świata. Bo są tu miejsca do zobaczenia, w których naprawdę dobrze jest spędzić chwilę.
Wybierzecie się?